Zacznijmy od tego, że wiele osób przestało oglądac z nim odcinki, tylko dlatego, że nie mogli sobie poradzić z odejsciem Tennanta, który zdaniem wielu był najlepszy (no i jego ciągłe całowanie się, krótkotrwałe związki jak w operze mydlanej przyciągnely całe rzesze fanek). To prawda, że 10 był wyśmienitym Doctorem, ale nie najlepszym. Zaprzestanie oglądania odcinków z 11 to jest błąd, który wiele osób popełniło. Załóżmy, że odstraszył ich dość młodzieżowy pierwszy odcinek, ale to słaby powód, by zrezygnować z 11, tym bardziej, że on po prostu rządzi na ekranie i nietrudno zauważyć, kto tu jest Doctorem. Przede wszystkim Matt był najlepszy, ponieważ paradoksalnie po nim WIDAĆ prawdę- że Doctor jest już stary, nie jest młodzieniaszkiem. To fakt, że wiele razy zachowuje się jak nastolatek, ale nie wynika to z tego, że Doctor zdziecinniał i jest do niczego- on po prostu cieszy się z życia, z małych rzeczy. Jak jestem smutna, często oglądam z nim odcinki, bo nikt z Doctorów z New Who nie afirmuje życia tak bardzo jak on. A w chwilach prawdziwego zwątpienia w obliczu trudnego wyboru nie widać po nim ciągłego gniewu i nie obraża on wszystkich dookoła, tylko pokazuje prawdziwe emocje- że jest smutny, przygnębiony, zdeterminowany, bo tak naprawdę mu ZALEŻY. Na innych rasach, cywilizacjach. Wiele razy zamiast pokazywać wszystkie uczucia naraz, skrywa je, ale przez to jego wyciszenie jeszcze bardziej widać, że cierpi. Tego żaden wrzask lub groźna mina nie odda. Ten Doctor też nie jest próżny, co bardzo mi w Tennancie przeszkadzało. Choć znany jest z muchy i fezu, są to tylko symbole i wspaniale pokazują jego indywidualność, charakter. Symbolizują fakt, że w zasadzie on niesie pomoc, jest niczym taki clown w szpitalu, który przynosi baloniki dzieciom – nie zastrasza innych, nie traktuje ludzi bez szacunku tylko dlatego, że ich nie lubi- nawet do wrogów odzywa się z klasą (patrz- Wielka Inteligencja). Dodać do tego jego wspaniały humor i śmieszną gestykulację- mamy Doctora. Tennant był zbyt ludzki, jak na Doctora, nie było w nim widać tego kosmity, dla którego całowanie się z ludźmi jest jak dla nas całowanie się z kotem.
Dzięki ;) może głupio wyciągnęłam tego kota, ale chodziło mi o to, że dla Doctora ludzie w rzeczywistości to inna rodzina, rząd, rodzaj, gatunek itd., tak jak dla nas koty, więc czemu miałby się na serio zakochiwać w nich? Matt miał specyficzny stosunek do całowania, u ludzi traktował to jako formę ekspresji, zauważa dziwność sytuacji, np. w scenie z Amy zaznacza, że przecież "jesteś człowiekiem", czego, o ile dobrze pamiętam, Tennant nigdy nie zrobił. River całuje chętnie, ale jest ona prawie Władcą Czasu, no i chemia pomiędzy nimi jest przeogromna. Zresztą różnice między 10 a 11 widać w "Day of the Doctor" - to Tennant się całuje kilkakrotnie, nie Smith i, co najlepsze, Matt patrzy na niego z lekkim zdegustowaniem, jak człowiek wspominający swoje wybryki z młodości. Wydaje mi się, że wraz z nadejsciem ery Jedenastego zmienił się stosunek twórców do tej kwestii, bo wróciliśmy do starego schematu- w 8 sezonie Doctor pocałował się tylko raz i zapamiętałam to, tymczasem nie pamiętam wszystkich romantycznych pocałunków Tennanta i wydają się mi one tanie.
"... dla Doctora ludzie w rzeczywistości to inna rodzina, rząd, rodzaj, gatunek itd., tak jak dla nas koty, więc czemu miałby się na serio zakochiwać w nich?"
1. Ósmy Doktor powiedział, że jest w połowie człowiekiem, ze strony matki.
2. Doktor zakochiwał się już w ludziach, miał nawet dziecko z ludzką kobietą, wszak Susan Foreman była jego wnuczką.
był też woźnym i wykładowcą. :-)
jeśli coś mogło służyć do zamaskowania jego obecności pomiędzy ludźmi z założenia mogło być oszustwem.
To, że Doktor jest w połowie człowiekiem jest potwierdzone przez twórców serialu.
Z tym pół-człowiekiem to jest bardziej skomplikowane - jedna z tych rzeczy, którą każdy fan może wybrać, czy akceptuje ;)
Masz na myśli to, że fani mogą wybrać, czy oryginalna seria jest kanonem, czy nie? :-)
Nie, ale np w sprawie Doktora-półczłowieka to padło w filmie. Nowe serie temu przeczą - finał dziewiątej. Wiadomo, że to i to jest równie kanoniczne, więc można sobie wybrać ;)
Zważywszy na to, ile razy mówił, że jest Władcą Czasu z Gallifrey, według nowych serii nie może ;)
powtórzę oglądaj uważniej.
skoro może stać się człowiekiem jak zechce, a Nardol może mieć ludzkie płuca...
naprawdę edukacja nie gryzie.
mniej piwa z kolegami i będzie git.
to jest fantastyka i fikcja a nie edukacja. Mniej chamstwa i zadufania i więcej piwa na rozluźnienie doopy
W każdym razie muszę przyznać się do błędu - Susan Foreman była Władcą Czasu, obejrzałam ponownie oryginalną serię, albowiem czułam, że coś mi się nie zgadza, więc raczej mało prawdopodobne, że Doktor miał dzieci z jakimś człowiekiem.
Nie zmienia to jednak faktu, że Doktor był zdolny do kochania ludzi, wszak ożenił się m.in. z królową Elżbietą I, a w odcinku Doomsday był bliski powiedzenia Rose Tyler, że również ją kocha. To świadczy o tym, że nie traktował ich jak całkiem inny gatunek. ,,Niechęć" późniejszych Doktorów do ludzi w kwestiach sercowych można tłumaczyć tym, że nie chcieli na nowo odczuwać straty (Władcy Czasu są wieczni, człowiek starzeje się i umiera).
No i fakty, że:
-Jedenasty w ostatnim swoim odcinku pozwolił sobie na starość, zmarszczki (Tennant wolałby chyba umrzeć, w końcu przeszedł przez to raz i nie był zachwycony)
-przez 300 lat opiekował się dziećmi i innymi ludźmi w małym miasteczku (nie rzucił wszystkiego i nie poleciał do innej galaktyki, by się rozerwać),
-w międzyczasie odwiedzał tylko Tashę Lem (by dostać od niej ukochane pianki do jedzenia),
-przed nieuniknioną (jego zdaniem) śmiercią z rąk Daleków nie prosił o pomoc nikogo, był gotów umrzeć (to Clara postanowiła wybłagać dla niego pomoc),
-a regenerację powitał z szerokim uśmiechem na twarzy, jak starego przyjaciela (i nie było żadnego "i don't wanna go")
tylko idą na jego korzyść jako najlepszego Doctora z New Who, nie uważacie? To się nazywa odejście z klasą.
Nie wiem czy to ma znaczenie? Nie oglądałem wszystkich serii, ale jako jedyny lub jeden z niewielu 10 doktor regenerował bez obecności towarzysza. Pozostali w swoich mowach pożegnalnych musieli nastawić, towarzysza na nową postać, pocieszyć go w związku z poczuciem straty. 10 nie musiał ukrywać swojego strachu, czy żalu przed odejściem i wyraził to w tym jednym zdaniu. Przecież żaden z nas nie chce odchodzić z tego świata.
Tylko że Doctor nie umiera. Twarz się zmienia, aktor. Postać pozostaje ta sama.
Bzdura. Twarz to najmniejszy problem, zmienia się charakter, czyli de facto staje się zupełnie nową osobą, a ta poprzednia właśnie umiera, chociaż nowemu zostają jej wspomnienia
Rzuć okiem na regenerację 3-4, ( https://www.youtube.com/watch?v=snl6LqFrr1A ) podkreślono tam dwukrotnie, że nie umiera. (2:36 oraz 3:04)
Właściwie to cały czas postać jest ta sama tylko ewoluuje w miarę postępu serialu. Wróciłem do starych odcinków z Davidem Tennantem (lecą na BBC powtórki). Pod względem charakteru nie różni się od Doctora granego przez Petera Capaldiego. Oczywiście są marginalne różnice ale jak dla mnie ogół jest ten sam. Przemiana Doctora to jak dla mnie założenie nowego garnituru który zmienia aparycję, lecz nie zmienia charakteru.
Fakt zgodzie się że przemiana Davida w nowego Doctora miała pokazać coś zupełnie odwrotnego (scena w której wręcz "umiera") ale myślę że można to tłumaczyć przywiązaniem do twarzy dziesiątego doctora i wspomnień z nim związanych (szczególnie tych z Rose) niż faktycznym umieraniem. Bądź co bądź Rose była jego miłością.
Pozdrawiam.
Do pierwszego myślnika- Tennant przeszedł przez to 2 razy. Najpierw w "Family of blood", a potem w "Sound of drooms". Poza tym zakończenie 10 było genialne. Całe rozwiązanie z 4 pukaniami i jego pożegnanie ze wszystkimi przyjaciółmi.
Prawda jest taka, że Smith jest najsłabszym aktorem z tych co mieliśmy. Nie dorównuje żadnemu. Jego odgrywanie Doctora polegało głównie na przejaskrawionej mimice i zachowaniu. Strasznie to wyglądało bo pan Smith chciał w tym przebić poprzednika a niestety warsztatowo mocno odstaje. Dopiero jak swojego Doctora trochę uspokoił stał się znośny. Jego postać Doctora była tak oryginalna jak odgrywanie geja za pomocą podniesionego głosu i kobiecej gestykulacji. Jednym słowem przejaskrawione stereotypy. Często odnoszę wrażenie, że miłość do niego brała się stąd, że był młody, śliczny i wszystkie nastolatki mogły do niego wzdychać a chłopcom łatwiej było się z nim utożsamić niż z jakimś "staruchem". Tylko, że ja dzięki staruchowi i brzydalowi Ecclestonowi pokochałam Doctora, Tennanta kupiłam od drugiego odcinka, Capaldiego dopiero po paru, ale też kupiłam w całości. Smith to moja mordęga przez 2 i pół sezonu ;/. Nazywanie go najlepszym z New Who budzi mój uśmiech tym bardziej, że Capaldi i Eccleston po jednym sezonie już go przebijają. Ot takie moje skromne zdanie :)
Każdy ma prawo do własnego zdania. Może moja sympatia do Matta wynika z tego, że ma wiele wspólnego z Doctorami z klasycznych odcinków? Bo prawda jest taka, że jest bardzo do nich podobny, ma ten sam chłopięcy urok, szyk i manierę śmiesznego mówienia (bardzo polecam 7 Doctora, nawet on raz założył fez!!). Ale nie wydaje mi się, by próbował pobić Tennanta- przede wszystkim nie musi tego robić, bo go przerasta -w ogóle nie jest do niego podobny, a w "Day of the Doctor" to nie 10 rządzi, o nie. Tennant ma tę właściwość, że po reboocie tego serialu on pokazał inne oblicze Doctora, które nie każdemu do końca pasuje (np. bo są przyzwyczajeni do Doctora, jako trochę zwariowanego kosmity, który ciągle miesza się w sprawy innych ras, a nie romansującego z każdym i ciągle kupującego nowy żel w kiosku kosmicznego podrywacza). Czy Rose chciałaby się hajtnąć z Doctorem o twarzy Pierwszego Doctora? To cały czas ten sam Doctor! A podobno ona go tak kocha... Co do Dziewiątego, to jest klasa sama w sobie i bardzo rozpaczałam, gdy się zregenerował (ale w jakim stylu! Jak Smith, też z uśmiechem na twarzy). Wielka szkoda, że był tak krótko, a Tennant mógłby się od niego nauczyć, jak być "flirty", nie całując się z kim popadnie. Eccleston wiedział, czego chce, w kontraście do jego nieszczęsnej kolejnej regeneracji. A on + Rose to moje otp (mówiąc gimbazjalnym językiem). Co do Capaldiego, to już inna sprawa- jest wspaniałym Doctorem, też czerpie jak Matt garściami z klasyków, ale aktualnie cierpi z powodu jednej rzeczy- kiepskich scenariuszy (nawet 2 sezon miał więcej lepiej napisanych odcinków!!). Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon, może sytuacja sie poprawi, bo on zasługuje na wiele więcej.
Nie chcę Cię w żaden sposób obrazić, szanuje, że lubisz doktora Matta. To, że porównujesz go z Tennantem w taki sposób, że ten drugi wychodzi na najgorszego doktora w historii jest jednak zdecydowaną przesadą. Zgadzam się w kwestii, że w ,,The Day of the Doctor'' Tennant wyszedł zdecydowanie najsłabiej, ale ma to dość prostą przyczynę. Smith był wtedy obecnym doktorem, więc grał poniekąd pierwsze skrzypce. Doktor Hurta był kimś w rodzaju gościa specjalnego i też zrobili wszystko by wypadł dobrze. Jako, że nie mogli być wszyscy geniuszami, a Ci dwaj mieli pierwszeństwo Tennant wypadł słabo. Jego rola ograniczała się do podrywania królowej i robienia głupich min. Uważam, że ten odcinek zniszczył wizerunek tego doktora. Przypomnijmy sobie jak było w odcinkach gdy Tennant nie był na dostawkę. Był sprytny, radosny (poza ostatnimi odcinkami) i ludzki. To, że zakochiwał się w swoich towarzyszkach nie jest do końca prawdą bo w rzeczywistości zakochał się tylko w Rose. To Marta była zakochana w nim, a nie na odwrót. Z Donną to w ogóle nic nie było. Jeśli chodzi o tę nauczycielkę z odcinków Human nature i The Family of blood to trzeba pamiętać, że też był wtedy człowiekiem. Była jeszcze królowa (nie pamiętam odcinka, na końcu wjechał na koniu przez lustro czy coś takiego) tam, to było raczej zainteresowanie jej osobą, bo ona chyba dostała informacje na jego temat, połączyli się telepatycznie czy coś.
Jeśli chodzi o jego odejście to mam wrażenie, ze takie były nastroje w ekipie. Ten sezon kończył ere nie tylko Tennanta, ale też RTD i w sumie jak się okazuje wszystkich, którzy brali udział w poprzednich seriach (nigdy nawet słowem nie wspomnieli o kapitanie Jacku czy którymkolwiek towarzyszu 10). W ogóle obecne serie są robione tak jakby te 4 nowe w ogóle nie istniały i serial zawierał elementy tylko starej serii i od 5 sezonu nowej.
Przyznam, że widzę wady 10, przyznam, że jego pożegnanie podoba mi się do dziś, ale po czymś takim trudno było polubić Matta, więc jest to poniekąd minus. Uważam też, że ta dojrzałość Matta, o której pisałaś istniała między innymi dzieki 10. Pamiętajmy, że tamtem dużo stracił, a 11 o tym pamiętał, nie zakochiwał się w ludziach bo wiedział jak szybko odchodzą.
A co do tego, że 11 przez 300 lat siedział i bronił jakieś wioski zamiast uciec. Pamiętajmy, że to on miał takie tendencje. Kiedyś Amy mówiła, że Doktor zazwyczaj nie zostawał, a jak coś zaczynało się dziać to dopiero się pojawiał. Mattowi zależało oczywiście na ratowaniu innych, ale nie wybielajmy go znowu aż tak. A w kwestii miłości Matta, ratowało go to, że miał River. Z Amy na początku miał coś co mogłoby się przerodzić w romans, ale był Rory. Z Clarą było coś co zauważył 12 Doktor w swoim pierwszym odcinku i nie była to może miłość, pocałunek, ale można by to porównać (plus minus na oko oczywiście) do tego co było między 10 a Martą. Po prostu scenariusz jest inaczej pisany i te różnice są inne. Nie wyobrażam sobie czasami jak 11 wychodzi z opresji, w której był 10 czy na odwrót bo zauważmy, że nawet te przypadki są dostosowywane do ich charakterów. Minusem Matta było też to, że z początku próbował trochę Tennanta podrabiać. Gdy znalazł swój własny styl był spoko, ale jego osobowość mieszała się z tym jaki pomysł miał Matt, a tym co podobało mu się w jego poprzedniku.
Wow, chyba się rozpisałam, mam nadzieje, ze Cie nie obraziłam, jak wspomniałam na początku, a jeśli tak to przepraszam.
Pozdrawiam
Moze i faktycznie wygladalo to jak jakas moja krucjata przeciwko 10. Żeby było jasne: 10 jest jednym z najlepszych Doktorów, a część odcinkow z.nim nalezy do moich ulubionych, np Gridlock, Silence in the Library, Forest of the Dead, Utopia i inne odcinki z Masterem. Oglądam je często, a od Tennanta nie da sie tam oderwac oczu- po prostu jest to własciwy Doctor na wlasciwym miejscu i rozwala ekran. Przyznam sie co mnie mierzi i wkurza, gdy czytam wpisy ludzi w necie- "skonczylem ogladac, gdy odszedl Tennant", itp. Potem przypominam sobie "nightmare in silver", gdzie Matt i jego alter ego po prostu królują (choc fabula byla srednia), "Hungry earth", gdzie Matt rozmawia z Silurianką i w jednej sekundzie zmienia całkowicie ton, a takze "the beast below" gdzie krzyczy z rozpaczą, bo musi zabić niewinne życie, by uratowac innych i wiele innych momentów i nóż mi sie w kieszeni otwiera.
To tak, jakby w ogole nawet nie zajrzec do klasykow, bo to starocie. Ludzie, badzcie rozsadni! Kazdy ma swojego ulubionego Doctora, moim jest Matt, ale to jest Doctor Who i omijanie Doctora tylko dlatego, że wg kogos ma on gejowaty głos (wtf???) to znaczy, ze nie jest prawdziwym fanem. Period.
Nie wiem, czy było to do mnie, bo nie wydaje mi się żebym pojechała po klasycznych seriach, ale może tak to odczytałaś/eś. Bardziej chodziło mi o to, że odcieli się od pierwszych 4 sezonów nowej serii. Choć przyznam z pokorą, że nie oglądałam klasycznych serii, ale to raczej z powodu nikłej ich dostępności w internecie, a jeżeli już są to po angielsku, a jest to dla mnie pewna bariera.
Rozumiem w pełni Twoje zdenerwowanie względem zadania "skonczylem ogladac, gdy odszedł Tennant". Też go nie lubię, uważam, że każdemu doktorowi trzeba dać szanse na pokazanie się. Myślę, że sezon na wdrożenie powinien wystarczyć (zakładając, że aktor gra doktora może przez 3, 4 sezony). Mi osobiście 6 i 7 sezon bardzo się podobały, a Matt wypadał w nich dobrze. Do piątego sezonu mam małe zastrzeżenia, ale jak już wspomniałam aktor musi znaleźć własnego doktora.
Cieszę się, że jednak nie masz nic większego do Tennanta a raczej (jak teraz widzę) próbowałaś zakreślić jego wady by nie był taki cudowny. Ja myślę, że każdy Doktor nawet jeśli miał trochę mniej sympatyczną osobowość jest ważny dla ogółu bo scenariusz jest tak pisany, że jeden doktor wpływa na drugiego i jest to dla mnie bardzo pozytywne. I mimo, że najmniej lubie Ecclestona to uważam, że miał najtrudniej. Po tylu latach stworzyć wizerunek doktora, który spodoba się ,,starym,, widzom i tym nowym, młodym. A sam 9 doktor był po prostu dość zamknięty w sobie i pełny żalu. Chciałabym czasem mieć więcej doktorów do porównywania, ale może gdzieś kiedyś znajdę te kilkadziesiąt sezonów i będę miała porządny maraton.
Pozdrawiam
To nie było do Ciebie, tylko ogolnie wyrażałam się o osobach, których spotykam czasami w necie.
I mądrze mówisz. Zgadzam się ze wszystkim. Może w sumie jestem zbyt "wybuchowa", jak Ace, którą mam w nicku ;)
Zgadzam się z prawie wszystkim, oprócz swego rodzaju obwinianiem Tennanta o to jaki był jego Doctor. Chociaż nie przepadam za 10 wcieleniem będę go broniła! 10 Doctor był taki jaki był nie ze względu Davida, który jest naprawdę świetnym aktorem, tylko koszmarnego scenariusza i prowadzenia serialu w tym czasie. Najlepiej to widać w tych kilku perełkach, które pojawiają się w trzecim i czwartym sezonie.
Ja na początku byłem "wrogo" nastawiony na Smitha, bo jednak Tennant miał w sobie coś, ale po czasie to właśnie Matt stał się moim ulubionym doktorem (i zaraz po nim jest Tennant). A 12 jest dla mnie neutralny, jakoś go nie trawie. Obejrzałem cały sezon 8, bo jest dobry i Capaldi jest okej, ale po prostu wolałbym Matta :P
Zgadzam się. Jedenasty Doktor wymiata, jest zarówno świetnie napisany, jak i rewelacyjnie zagrany. I tak nigdy nie było słabo zagranego Doktora, każdy z odtwórców tej roli grał świetnie, ale pan Matt z pewnością mógłby się zaliczyć do trójki najlepszych pod tym względem. A samo zachowanie Jedenastego Doktora... No coś cudownego: w spokojnych chwilach nadpobudliwy dzieciak, w sytuacjach zagrożenia śmiertelnie groźny dorosły, w momentach smutnych/refleksyjnych zmęczony starzec. Bomba.
Zgodze sie ze Matt jest najlepszym Doctorem z New Who, moim zdaniem jest tez trzecim najlepszym Doctorem Who (1. Patrick Troughton 2. Tom Baker)
Matt kopiowal Troughtona, ale wiele Doctorow tak robilo, coz, Troughton to najlepszy Doctor,wiec lepiej kopiowac jego niz porazke jaka jest Tennant.
Co do Doctorow z New Who to wyglada to u mnie mniej wiecej tak:
1. Matt Smith
2. Christopher Eccleston
3. Peter Capaldi
4. David Tennant
5. John Hurt
Zdecydowanie zgadzam się z Twoim rankingiem. A szczególnie, że Eccleston jest na drugim miejscu (tak!!). Był naprawdę świetnym Doctorem, to trzeba przyznać. Dla mnie nawet rywalizuje z Mattem (szkoda, że był tylko przez 1 sezon...). Nie widziałam jeszcze odcinków z Troughtonem, ale słyszałam, że jest b. dobry ;).
Jesli zaliczymy film z 1996 do New Who to wtedy najlepszy jest Paul, ale jestem jedyny ktory tak robi wiec sie zamkne^^
Paul był tam świetny, ale najlepszy moim zdaniem w "The Night of the Doctor". Naprawdę żałowałam, że nie dostał więcej czasu na ekranie w erze New Who. Film z 1996 nie był lepszy od wielu odcinków DW, ale Paul trzymał wysoki poziom. Wiem, że jest wiele słuchowisk z McGannem, ale nie ma to jak gra na ekranie (i bardzo żałuję, że mało prawdopodobny jest jego powrót do TV - no chyba, że w jednym z jakichś rocznicowych odcinków DW ;) ). Jakby zrobili ze 3 sezony z nim, to prawdopodobnie biłby się w moim rankingu o pierwsze miejsce. A że czasu ekranowego miał niewiele, to ciężko mi określić jego położenie w rankingu, skoro nie dał tam z siebie wszystkiego - a może jednak? Ten mini odcinek wrył mi się skutecznie w pamięć, choć miał tylko niecałe 7 min... Myślę, że miało to na celu pokazanie nam do czego byłby zdolny Paul, jakby dać mu cały współczesny arsenał DW, obecnych scenarzystów, te 3 sezony i TARDIS. Mind blown.
Nie jesteś jedyny, uwielbiam Paula!! Nadal mam sporo słuchowisk z jego udziałem do nadrobienia, ale zarówno ta garstka, którą miałam okazję wysłuchać, oraz film, po prostu mnie oczarowały.
Smith jest zdecydowanie najlepszy. Potrafił być zabawny i "mroczny". I mam dokładnie takie samo zdanie o tym, ze Tennant był za bardzo ludzki.
Moim ulubionym dalej jest 10. I faktycznie zrobiłam sobie przerwę w odcinkach gdy odszedł, ale wróciłam i nie żałowałam. 11 Doctor był świetny i był wspaniałym i logicznym rozwinięciem wszystkiego co wcześniej przeżył.
http://www.filmweb.pl/serial/Doktor+Who-2005-199691 No chyba raczej David Tennant