Niestety, mamy do czynienia z kolejnym, nieudanym filmem o tematyce współczesnego środowiska artystycznego - naiwny, uproszczony, odrealniony.
Staram się być tolerancyjna dla w/w tematyki, która ostatnimi czasu cieszyła się ogromnym zainteresowaniem amerykańskich scenarzystów ("Step Up" 2006, "Step Up 2 the Streets" 2008, "Make It Happen" 2008, "Burlesque" 2010, itd.). Jednak w porównaniu z innymi, Aline Brosh McKenna i Allison Burnet mieli ułatwioną sprawę, gdyż opierali się na uhonorowanym musicalu, o tym samym tytule. Trzeba już na samym początku przyznać, iż uczynili rzecz niebywałą - z ikony lat 80. XX wieku uczynili banalną historyjkę. Zabrakło tu istotnych epizodów, które w sposób brutalny (i tym samym realny) opowiadają o determinacji młodych artystów w osiągnięciu tytułowej sławy. Ciemne strony show-biznesu, które wciągają młodych, utalentowanych niczym czarna dziura, również zostały zredukowane do zera. Oznacza to, że mamy do czynienia z produkcją, która nie spowoduje u odbiorcy przyspieszonej pracy szarych komórek, a jedynie stanie się kolejnym "dziełem" spod znaku: "obejrzeć, ocenić, zapomnieć".
Przykro mi, że reżyser pierwotnej wersji "Fame", Alan Parker, doczekał czasów, kiedy to jego film został tak niedojrzale zinterpretowany przez współczesnych twórców.
Wątpię, by tytuł "Fame" miał zapewnić pozytywne opinie filmowi, wręcz przeciwnie - wiadomo, że wszyscy będą porównywać go z oryginalną wersją. może tylko wzbudzi zainteresowanie i zapewni popularność.
Oryginału nie widziałam, mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję to nadrobić, a co do tego filmu: pojawiły się jakieś wątki, które -jak przypuszczam - miały być echem wysoko cenionego oryginału. Moim zdaniem - nie jest to totalne dno, ale też bardzo się dłuży, niby to poważne, niby realistyczne, jakieś zaczęte i niedokończone myśli. Da się obejrzeć, zdecydowanie bez rewelacji.