Ale o ile w poprzednich filmach (niemal wszystkich) umiał zbilansować humor, cięte dialogi i krwawe sceny tak, że budziły moją ciekawość, to tym razem całość wypada blado, bez polotu. Niby jest tajemnicza zimowa sceneria, wypróbowani aktorzy, fajna muzyka, ale fabuła wlecze się niemiłosiernie, dialogi są nużące, a zamiast budowania napięcia widz zaczyna się niecierpliwić. Film nie jest zły, ale daleko mu do najlepszych filmów Quentina.
Zgadzam się w 99% z Tobą. Z wyjątkiem ostatniego zdania. Film JEST zły. Czuję się oszukana przez Tarantino. Kalki i kopia kopii własnej kopii, skok na $, aktorzy podobnie. Film niedorzeczny, niedopracowany i ostatecznie wygląda tak jakby nikomu się nie chciało (z wyjątkiem scenografii i kostiumów), niepotrzebnie zabrali mi przynajmniej 1,5h.
Jak ma kręcić takie filmy, to lepiej niech faktycznie da sobie spokój i założy sobie te własne kino. Taki samozachwyt zawsze się kończy obniżaniem lotów. A ja na kolejny jego film nie pójdę do kina, chyba że NAPRAWDĘ będzie to coś oryginalnego.
Do poczytania: http://wpolityce.pl/kultura/278328-nienawistna-osemka-gargantuiczny-sadyzm-i-nih ilizm-tarantino-cytuje-sam-siebie-i-robi-najgorszy-film-w-karierze-recenzja
"Popis irytująco przeszarżowany" :) Szukałam tego zwrotu.
I co atrakcyjnego Tarantino widział w notorycznym biciu tej biednej kobiety? To przestało być zabawne po pierwszych trzech razach, humor Nagiej broni wydaje się być subtelniejszy. Też - jak autor tego artykułu - nigdy mi do głowy nie przyszło, że napiszę coś takiego..
Oglądałaś Funny Games? Reżyser tego filmu świetnie ukazał, że widzowie oczekują coraz mocniejszych wrażeń i wcale tak naprawdę nie chcą pozytywnego zakończenia a bawi ich przemoc wobec bezbronnych. Dorośli ludzie (z wyjątkiem psychopatów) są w stanie zrozumieć, że "to tylko film", ale jak do takich filmów dorwą się dzieci, to źle to wpłynie na ich psychikę.
Tak, znam Funny Games :)
Co do przemocy - niejeden reżyser i scenarzysta świetnie sobie poradził z uzasadnieniem przemocy w filmie i nawet ze zbudowaniem na niej całego filmu. Tak było w przypadku choćby "Człowieka, który pogryzł psa", czy pierwszej "Piły" (tam był pomysł, który przyciągnął widzów, kolejne części to już bezsensowne epatowanie bólem i coraz bardziej chorymi pomysłami), tak było u wcześniejszego Tarantino...
Mnie jest ciężko mówić o pedagogicznych aspektach sztuki, bo nigdy nie byłam zwolenniczką teorii, że ma ona wychowywać, wszak każdy ma swój rozum - rozwinięty lub nie, i tu ciężko winić twórców o dosłowny czy jakikolwiek inny sposób interpretacji. Ale mogę mieć pretensje do Tarantino, że chyba próbował obrazić swojego dotychczasowego fana, i zamiast zaserwować ucztę, na którą większość z nas poszła w ciemno i wydała $ na bilet, dał nam hot doga z orlenu i kazał go żuć przez 3 godziny.
Jak już wspominamy filmy o przemocy, to i tak największe wrażenie zrobił na mnie "Salo, czyli 120 dni Sodomy", ale ten film miał głęboki sens i nie był zrobiony dla rozrywki. I takie filmy jak najbardziej akceptuję, choć nie każdemu bym polecił.
Salo, ech łezka się w oku kręci... :D Kurdę, do czwartego kręgu dałam radę. To było dawno temu.. Może czas spojrzeć na to dzieło dorosłym okiem, i do końca.
Salo będzie na TVP Kultura (5 lutego o 00:40), więc masz okazję. A końcówka jest zresztą najlepsza. Bez niej film byłby mało strawny. ;)
No nie wyszło, ale dzięki! Poszukam gdzieś w czeluściach internetu i znajdę ten rarytas :)
A tak przy okazji wtrącę się i polecę :) "Kieł" Lanthimosa!!! (ten od Lobstera) Dobry tak bardzo!
Kła już widziałem, ale ostatnio zachwyciło mnie co innego, jak jeszcze nie znasz to obejrzyj: Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek. Co za klimat, dekadencja!
Tu fanowski zwiastun na zachętę:
https://youtu.be/cP-VumkuYHY
Piszę "biednej kobiety", bo mi już było żal tej postaci. Tak, wiem, straszny z niej złoczyńca był, podła kreatura, ale jak ją tłukli raz po raz po twarzy, skutą kajdankami, i to wyłącznie za pyskowanie, to jakoś po którymś razie przestało mnie to śmieszyć. To nie było niestety popisowe jak np. mordobicie amazonek jak w Kill Billu, ani zemsta w stylu Bękartów, tylko zwyczajne znęcanie się. Nie wiem, Ty możesz to nazywać feminizmem, ja to nazwę nadużyciem.
a to miało śmieszyć? moim zdaniem to miało budzić mieszane uczucia- współczucie dla złoczyńcy, a niechęć do tego niby dobrego stojącego po stronie prawa, odwrotnie niż zazwyczaj jest, ja odebrałam to jako taką przekorę czy przewrotność twórców.
Jak oberwała za pierwszym razem, wyleciała z dyliżansu i pociągnęła za sobą kolesia przypiętego kajdankami to było zabawne :P Karma bijacz! Ale przyznam, że nie wiem, czy miało śmieszyć, w kinie się śmiali za każdym razem... Mam dużo pytań zaczynających się od "po co" i "dlaczego", jeśli chodzi o ten film. Nie polubiłam i dlatego ciężko mi bronić tych postaci i ich motywacji.
może jednych śmieszy, a innych wprawia w konsternację( tak samo jak scena z synem generała), mnie np ta przemoc nie bawiła, poza 1 sceną.
dla mnie to, co robiły Bękarty to też było znęcanie. dla mnie byli siebie warci( oni i ich wrogowie).
jak myślisz, czemu film Taran budzi kontrowersje i zarzuty o gloryfikację przemocy ( niektórzy tak odebrali zakończenie czyli egzekucję Daisy), a w innych rzeczach nie ma zarzutu o przemoc czy o kontrowersyjność np w Trzech muszkieterach Dumasa. tam zakończenie jest podobne, główni bohaterowie też wydają sąd i zabijają negatywną postać kobiecą, a jakoś nie słyszałam dotąd żeby ktoś coś zarzucał tej klasyce. jak myślisz, skąd takie rozbieżności czy podwójne standardy? pytam z ciekawości, bo dobrrze mi się z Tobą dyskutuje, nie jest to żadna ironia ani prowokacja. po prostu mnie to zastanawia.
Spoko, mi zabrali tylko 0,30h. Nie dałam rady ani minuty dłużej. Nie przekonywały mnie zapewnienia: rozkręci się! Może się rozkręcił, tylko kiedy?.. I w którym kierunku...
Tu chodzi przede wszystkim, że film nie jest tak absurdalny że aż przyjemny tak jak było w przypadku Bękartów wojny choć tak czy siak oceniłem go nisko, ale podniosę ocenę bo nie sądziłem, że Tarantinowi uda się stworzyć coś jeszcze gorszego. W nienawistnej ósemce przeważa czysta głupota scenariuszowa i sytuacyjna. Skwituję to krótko, skoro szajka 4 oprychów z zaskoczenia w bardzo szybki i sprawny sposób przejmuje chatę Minnie Mink równie dobrze mogli to zrobić z Majorem, Johnem i woźnicą zaraz na wejściu gdy wszyscy zebrali się w jednym miejscu a nie bawić się w jakąś nielogiczną gierkę w której Jody chowa się pod podłogę a cała reszta wchodzi w dyskusje w której pozwalają sobie jeszcze na odebranie broni kiedy Major zaczął wysnuwać podejrzenia, które padają już na samym początku co do rzekomego opiekuna domu... Debilizm, głupota i bez inteligencie... Masakra. Poza tym ich było 9 nie 8. Tarantino doszczętnie zidiociał.
no to w takim razie to samo można zarzucić innym twórcom, bo wielu tworzy w określonym, ulubionym stylu/konwencji i nie zmieniają tego zanadto np. Burton i jego groteskowe, baśniowo-niesamowite klimaty( zmienił to dopiero ostatnio w Wielkich Oczach), Cameron tworzy widowiskowe superprodukcje z efektami specjalnymi, Hoffman filmy w historyczno-kostiumowej oprawce, Mann kino akcji, Hitchcock robił thrillery z suspensem i pięknymi, zimnymi blondynkami, Mel Brooks pastisze znanych produkcji, Jean Girault reżyserował całą serię o żandarmie z Saint-Tropez-6 podobnych do siebie filmów, tak patrząc każdemu można zarzucić powtarzalność, schematyczność, brak innowacji i utknięcie w jednej konwencji.
Owszem, i Tarantino miał swój "tarantinowski" styl i czerpał garściami z popkultury, wskazywał nam możliwe ścieżki interpretacji, mrugał oczkiem i wychodziło to komiksowo, lekko i świeżo, pomimo ogromu przemocy, flaków i krwi. Na nowo odkrywał zapomnianych aktorów i pokazywał, jaki w nich drzemie potencjał, dawał im kopa, żeby stworzyli prawdziwie oryginalnych bohaterów oraz serwował im pewny bilet na powrót do obiegu. I to była ta konwencja, za którą świat pokochał Quentina. W tym ja :) A tymczasem w Ósemce jest, hmmm, nieświeżo. Nawet postaci są skrojone na wzór poprzednich bohaterów. Takie nazwiska, a taka miałkość! Czemu Tim Roth tak bezczelnie powielił doktora Schultza? Czemu Michael Madsen jest dokładnie taki sam jak brat Billa? Czemu Samuela L. Jacksona już widzieliśmy w czymś podobnym? Uwielbiam i Django i Kill Billa, czekałam na nowy film Tarantino jak każdy fan, bo byłam pewna, że będzie to coś nowego, do czego będzie warto wracać, że pojawią się nowe dialogi, które przenikną do naszego języka, że będzie absurdalnie, śmiesznie, niepowtarzalnie i będę siedzieć w kinie podjarana z wypiekami na twarzy. W H8 reżyseria Quentina kojarzy mi się z konferansjerem, który jest jedyną śmiejąca się ze swoich dowcipów osobą. A na końcu, nie wiedzieć czemu, wyciąga Tatuma z kapelusza. Po prostu nie.
skoro twórcy działają w ramach pewnych zamkniętych konwencji, to nie będzie niepowtarzalnie, część elementów tych konwencji się powieli. Django też nie jest niepowtarzalny, bo dr Schultz jest podobnie zagrany co Landa w Bękartach wojny( ten sam aktor).
Racja, Schultz zaczął się od Landy. Tylko ta wtórność została w Django zatuszowana (inne czasy, inny charakter postaci, inne okoliczności, inna filozofia życia, inne ubranie). Wspólnym elementem pozostała elokwencja bohaterów, trzymanie się własnych norm, dystans do świata, pewien rodzaj wyniosłości oraz coś, co można nazwać wyszczekaniem), a w H8 mamy po prostu Schultza, który znalazł się w chacie.
A co Tobie się tak podobało w tym filmie? Bo 8/10 to wysoko :)
wiesz, ja miałam inne oczekiwania niż Ty, co pewnie na to wpłynęło. tzn ja nie oczekiwałam że będzie coś nowego, wręcz przeciwnie, poszłam bo lubię styl Taran. i oczekiwałam filmu który będzie w tym stylu-czyli właśnie w tej określonej konwencji ( flaki, krew, podteksty rasowe, groteska, no ogólnie to z czego filmy Taran są znane). Która dla Was jest minusem, bo się powtarza. ja dostałam to czego oczekiwałam, więc nie czułam zawodu.
ten film podobał mi się akurat bardziej niż Django ( choć oba to westerny, łowcy nagród, to się powtarza)- w Django głównym wątkiem jest wątek miłosny, za którymi ja nie przepadam w tego rodzaju filmach ( bo też lubię wątki miłosne, ale w innych rzeczach). w dodatku django kończy się słodkim happy endem- bohater pokonuje wrogów, dokonuje zemsty i uwalnia ukochaną, co dla mnie akurat nie było plusem. to już nawet w Jackie Brown nie było tak słodko- był happy end, dobro wygrało,ale wątek miłosny skończył się rozstaniem.
w H8 nie ma happy endu, no i wątek jest kryminalny( takie lubię:), z dodatkiem społeczno-politycznego( podział na północ-południe w chacie, jak w historii Ameryki, tabliczka o Meksykanach w filmie a to co mówi o imigrantach Trump kandydat na prezydenta, problem słuszności kary śmierci- świetny był dla mnie monolog Oswalda o pracy kata), więc sama tematyka też bardziej mi leżała.
Wolałam dociekanie, kto jest wspólnikiem, tym ukrytym złym ( wiem, że to bardzo częsty motyw we wszelkiego rodzaju filmach, jest to mocno powtarzalne).
bardzo mi się podobała też muzyka, budziła grozę od pierwszych minut, natomiast żadnej z filmu Django nie zapamiętałam. oczywiście kostiumy, charakteryzacja, zdjęcia są dobre w obu filmach. gra aktorska też w obu jest dobra. dlatego dałam django 7, a h8 8, bo h8 jest bardziej w moim guście ze względu na treść ( wolę kryminał niż romans).
Zgadzam się z Tobą. Film jest przeciągnięty, część dialogów nie wnosi nic do i tak mało wciągającej intrygi. Brakuje polotu. O ile Django czy Pulp Fiction mogę obejrzeć jeszcze w swoim życiu co najmniej kilka razy, do Ósemki nigdy nie wrócę. Ale plusy za grę aktorską, zdjęcia, kostiumy, krwawe efekty, i Samuela Son Of the Bitches Jacskona
Tu chodzi przede wszystkim, że film nie jest tak absurdalny że aż przyjemny tak jak było w przypadku Bękartów wojny choć tak czy siak oceniłem go nisko, ale podniosę ocenę bo nie sądziłem, że Tarantinowi uda się stworzyć coś jeszcze gorszego. W nienawistnej ósemce przeważa czysta głupota scenariuszowa i sytuacyjna. Skwituję to krótko, skoro szajka 4 oprychów z zaskoczenia w bardzo szybki i sprawny sposób przejmuje chatę Minnie Mink równie dobrze mogli to zrobić z Majorem, Johnem i woźnicą zaraz na wejściu gdy wszyscy zebrali się w jednym miejscu a nie bawić się w jakąś nielogiczną gierkę w której Jody chowa się pod podłogę a cała reszta wchodzi w dyskusje w której pozwalają sobie jeszcze na odebranie broni kiedy Major zaczął wysnuwać podejrzenia, które padają już na samym początku co do rzekomego opiekuna domu... Debilizm, głupota i bez inteligencie... Masakra. Poza tym ich było 9 nie 8. Tarantino doszczętnie zidiociał.