Relacja

28. WFF: Z sekswycieczką do amazońskiej dżungli

https://www.filmweb.pl/article/28.+WFF%3A+Z+sekswycieczk%C4%85+do+amazo%C5%84skiej+d%C5%BCungli-89834
Wczoraj nasi dzielni koledzy z redakcji obejrzeli na 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym mieszankę filmów z różnych krajów. Wśród nich był startujący w sekcji Wolny Duch "Nie w Tel Awiwie", głośny i kontrowersyjny dokument, jak pisze Michał Walkiewicz – arcyzdolnego Michała Marczaka "Fuck For Forest" oraz "smutna opowieść o tym, że miłość to czasem za mało" pod tytułem "Za murami". Recenzje znajdziecie poniżej.


Nie w Ameryce ("Nie w Tel Awiwie")

Istotnie, film Nony’ego Geffena "Nie w Tel Awiwie" opowiada historię z rodzaju takich, jakie zazwyczaj docierają raczej z USA niż izraelskiego miasta. Startująca w konkursie Wolny Duch na 28. Warszawskim Festiwalu Filmowym produkcja przywodzi na myśl to, co możemy zobaczyć np. na festiwalu Sundance. Czarno-białe zdjęcia, specyficzny humor, neurotyczny bohater i bluesowo-alternatywna ścieżka dźwiękowa (pojawia się nawet izraelski niby-Devendra Banhart i wykonuje piosenkę) są znakiem tego, że reżyser śni na naszych oczach swój własny amerykański sen.

Bohaterem jest młody nauczyciel, któremu po zwolnieniu z pracy puszczają hamulce. Film składa się z serii epizodów będących rezultatem tego wydarzenia. Porwanie uczennicy, matkobójstwo, starcie z grupą feministek, spotkanie z dawną miłością – to tylko niektóre spośród nich. Ale choć odbywamy tu wycieczkę po rozmaitych kinematograficznych konwencjach, nie są one realizowane w pełni. Zazwyczaj dochodzi do humorystycznego przełamania poprzez niespełnienie wzbudzonych przez fabularną kliszę oczekiwań.  Przedstawione jest to wszystko z wyczuciem; kolejne absurdalne gagi trafiają w punkt i mniej więcej przez połowę projekcji zapewniają dobrą zabawę.

Niestety, w pewnym momencie autor robi woltę i zmienia zasady gry – groteskowa beztroska przechodzi w rozgrywający się między trojgiem protagonistów dramat. Ale lekka tonacja kwestionującej logikę i prawdopodobieństwo zabawy z początku filmu to zbyt wątły fundament, by budować na nim historię o emocjonalnych rozterkach. Brak nam przesłanek do zrozumienia ledwo naszkicowanych postaci – zwłaszcza głównego bohatera, charakteryzującego się głównie nijakością i wycofaniem. Póki ta powściągliwość służy komedii, sprawdza się. Nie wytrzymuje jednak starcia z cięższą tematyką, nawet jeśli podszyta jest ironią.

W efekcie film rozjeżdża się mimo interesującego otwarcia. Trochę śmiechu i frajdy marnuje się ostatecznie w służbie w-sumie-nie-wiadomo-czemu. Para poszła w gwizdek, amerykański sen się nie spełnił.


Bunt 2.0 ("Fuck For Forest")

Kontestacja ma w dokumencie Michała Marczaka gorzki smak. Nie jest ani romantyczna, ani fotogeniczna, ani nawet godna podziwu. Ukierunkowana przeciw niewidzialnemu wrogowi ma swoje źródła w samotności, pysze i głębokich kompleksach. Rzecz dotyczy organizacji Fuck For Forest, której członkowie umieszczają w Internecie amatorskie porno ze swoim udziałem, a zebrane w pocie czoła i lędźwi pieniądze przeznaczają na ratowanie amazońskich lasów. Ich cel wydaje się istotny o tyle, o ile usprawiedliwia nowoczesną formę komuny, w której wolna miłość może być częścią merkantylnych procesów. Bohaterowie mogliby walczyć w zasadzie o cokolwiek.

W obiektywie Marczaka, członkowie ruchu FFF to trochę pogrobowcy hipisów, trochę dzieciaki o poplątanych życiorysach, które znalazły w sobie siłę na ucieczkę i nowy początek.  Póki czytamy o nich w Internecie, propagowany model aktywizacji społeczeństwa broni się jako symbol walki z systemem jej własną bronią – możliwością obrotu seksem, a w konsekwencji mnożeniem zysków i budowaniem ekologicznej świadomości. Kiedy jednak podążając śladami dokumentalisty, zaglądamy za fasadę FFF, gdy wchodzimy do kuchni, sypialni i łazienek bohaterów, organizacja pokazuje swoje prawdziwe barwy: chaos, myślowe lenistwo, przywiązanie do kontrkulturowej ikonografii sprzed czterech dekad, brak pomysłu na rozwój.  

Od wiecu, do wiecu, od imprezy do imprezy, FFF zachęca do uprawiania seksu przed kamerą i dorzuca do skarbonki kolejne grosiki. Idzie im nadspodziewanie dobrze, bo sympatyzujących z ruchem nie brakuje. Ale o tym, że nie są w stanie zbudować niczego trwałego, mówi fantastyczny, ostatni akt filmu – rozbudowana, świetnie zmontowana sekwencja amazońskiej dżungli. Podczas spotkania z lokalną społecznością – potencjalnymi beneficjentami obyczajowo-ekologicznej rewolucji – bohaterowie mają podbródki zadarte ku niebu i usta wypchane frazesami. Nic dziwnego, że zostają sprowadzeni do parteru przez ledwo wiążących koniec z końcem rolników, którzy wołają o przemysłowe inwestycje i zarzucają przybyszom pustosłowie i butę. Nie chodzi nawet o to, że mają rację. Przerażający jest fakt, iż to krótkie starcie nadwątla szeregi FFF do tego stopnia, że jego członkowie od razu rozpierzchają się na cztery strony świata w poszukiwaniu łatwiejszego buntu. Kiedy jeden z nich próbuje agitować grupę uchodźców, ci ponownie pozbawiają go złudzeń: "Mówisz nam o seksie i drzewach, a my mamy swoje, poważniejsze problemy". Mądrze powiedziane.

Film arcyzdolnego Marczaka najlepszy jest jako opowieść o niedopasowaniu, o nieprzystawalności poezji marzeń do prozy życia. Empatia twórcy jest godna pozazdroszczenia, choć wydaje mi się, że trzymanie sztamy z bohaterami to miecz obosieczny. Kiedy zostają skompromitowani na wiecu, reżyser pomaga im na stole montażowym. W jednej z ostatnich scen rzutem na taśmę ceduje odpowiedzialność za losy świata i lasów na dzieci, na następne pokolenie. Poniewczasie. Te dzieciaki już niedługo dowiedzą się, że aby ratować Ziemię, należy twardo po niej stąpać.

Przypowieść o człowieku-rzepie ("Za murami")

"Za murami" to kolejna z wielu tysięcy smutnych opowieści o tym, że miłość to czasem za mało. To, co wyróżnia obraz Davida Lamberta, to odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje.

Paulo to ludzki odpowiednik labradora. Choć nie, chyba lepsze będzie porównanie do rzepu. Kiedy się do kogoś przyczepi, to nie sposób się od niego uwolnić. Swoją namolnością może mocno irytować, ale trudno nie ulec pokusie jego anielskiej twarzy, którą wyraża pełną submisywność. W zamian wymaga tylko jednego: troski i opieki. Ilir popełnił błąd i kiedy Paulo padł na jego oczach pijany, zaopiekował się nim. I tak Paulo przyczepił się do niego. Ilir dzielnie będzie się bronił przed uczuciem, ale jego odporność też ma granice i w końcu ulegnie sile pasywności. Razem zdają się być idealną parą. Ale wtedy Ilir popełnia dwa głupstwa, które wywrócą do góry nogami dynamikę relacji. Teraz to on będzie na łasce i niełasce Paulo. Teraz to Ilir wymagać będzie opieki, okaże się słaby, bezbronny. Paulo, mimo że znalazł się w nietypowej dla siebie sytuacji, jak prawdziwy rzep dzielnie się trzyma swojej ofiary. Ale w nowych warunkach utrzymanie związku jest praktycznie niemożliwe. A przynajmniej nie dla tych dwóch.

Lambert kreśli przed widzami przejmująco smutny obraz świata, w którym uczucia muszą ulec przed naporem okoliczności. Harmonia istnieje tylko tak długo, jak długo utrzymywane jest status quo. Wystarczy jednak odwrócić sytuację, by ludzie stali się bezradni. Paulo, choć stara się jak może, nigdy nie będzie wzorem siły i twardym oparciem w ciężkich czasach. Ilir z kolei nie potrafi odnaleźć się jako ofiara i słabeusz. Reżyser obnaża przed nami brutalne realia stopniowo, z perwersyjną dbałością o szczegóły. Kamera obserwuje każdy gest bohaterów, nie spuszczając obiektywu z twarzy, kiedy wykrzywiają je ból i cierpienie. Tu nie ma miejsca na transgresję. Nikt tu nie ucieknie przed samym sobą. Jedyne, co pozostaje, to akceptacja dokonanych faktów i żal za błędami i utraconymi szansami.

O sile opowieści, poza konsekwentną reżyserią, zdecydowały dwie wyraziste kreacje aktorskiej. Guillaume Gouix i Matila Malliarakis fantastycznie oddali wzloty i upadki towarzyszące związkom. Każdy z nich ma po kilka popisowych scen, kiedy spojrzeniami, gestami, mimiką potrafią zawładnąć ekranową przestrzenią. Dzięki ich grze filmowy melodramat nabiera życia, stając się bolesnym doświadczeniem tak dla bohaterów jak i dla widzów. Dzięki tym wszystkim elementom udało się dodać odrobinę oryginalności w schemat tak stary jak kino.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones